piątek, 29 stycznia 2016

J.K. Johansson – „Venla”

Po zakończeniu drugiego tomu z dumą obnosiłam się z tym, że wytrwałam (wiem, że niektórzy dali sobie spokój już po części pierwszej); chyba doczekałam się kary za swoją pychę. Finał trylogii absolutnie nie spełnił moich oczekiwań, a potencjał, jaki w nim zauważyłam, został całkowicie zmarnowany.

Moja relacja z trylogią Miasteczko Palokaski była burzliwa i bardzo nierówna. Pierwszy tom najpierw mnie zaciekawił, by chwilę później naprawdę mocno zawieść; drugi natomiast dał nadzieję, że ta opowieść może mieć naprawdę niezły sens. Obie części pokazały zarówno pozytywną, jak i negatywną stronę historii, niestety w ostatniej uwydatnia się głównie ta druga. Prezentowane wydarzenia, choć jasno zmierzają do nieubłaganego końca, rozgrywają się za szybko, a samo rozwikłanie zagadek jest nie tylko nieprawdopodobne, ale bardzo słabo opisane. Wątki splatają się sprawnie, jednak ich wyjaśnienie nie jest w żadnym stopniu satysfakcjonujące. Bohaterowie, choć mieli wszelki potencjał, by stać się charakterystycznymi, mocnymi postaciami, nie doczekali się należytej wnikliwości ze strony autorów. Ich historie również pozostają niedopowiedziane.

Jak to bywa w skandynawskich kryminałach (np. u Monsa Kallentofta), głównej sprawie towarzyszy tło dotyczące międzynarodowego, a czasem wręcz globalnego problemu społecznego. Nie inaczej jest tym razem – z oczywistych względów nie mogę zdradzić, o jaką konkretnie sprawę chodzi, ale jest ona związana z dość powszechnym zjawiskiem, w dodatku całkiem „na czasie”. Szkoda, że i ten aspekt nie został do końca przemyślany i należycie wykorzystany, bo potencjał tematu jest naprawdę spory. Niestety, zamiast skupić się na nagięciu kilku faktów i rozpisaniu spójnej historii w oparciu o powszechną wiedzę, autorzy woleli stworzyć opowieść całkowicie nieprawdopodobną, w dodatku sztucznie zakrojoną na niemal całą Europę.

Na początku miałam w głowie myśl, że książka lepiej by wypadła, gdyby nie była podzielona na części – wtedy można by mówić, że ma aspekty mocniejsze i słabsze, że się rozwija bądź traci, no i odpadłby aspekt czytelników, którzy zrezygnowali po przeczytaniu Laury. Objętość książek również byłaby tutaj argumentem „za”. Niestety, gdy skończyłam czytać Venlę, zrozumiałam, że tej opowieści mógłby pomóc jedynie gruntowny remont – przebudowanie wątków, pozamykanie spraw, uargumentowanie wszystkich śmierci i umotywowanie działań bohaterów. Dopiero wtedy można by powiedzieć, że to opowieść warta przeczytania; w takim kształcie niestety mnie przyniosła jedynie rozczarowanie.






Za możliwość poznania książki dziękuję serdecznie Wydawnictwu Literackiemu.


Laura  |  Noora  |  Venla

~*~

Kochani, korzystając z okazji, że jesteśmy jakoś w okolicy półmetku naszego konkursu, chciałam Wam o nim przypomnieć i zachęcić do udziału - wystarczy, że opowiecie nam (krócej lub dłużej) o organizacji swojej biblioteczki, a otrzymacie możliwość wygrania aż sześciu nagród, bo w puli są cztery książki i dwie gry. Po szczegóły zapraszam Was do posta konkursowego, czyli tutaj (klik).

3 komentarze:

  1. Znaczy się też musisz dokończyć serię jeśli już zaczęłaś, nawet jeśli nie jest jest szczytem Twoich literackich marzeń? :D Swoją drogą coś się Sylwek obija, ostatni raz pisał coś siedem postów temu! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie nie! Pierwsza część mi się nie podobała, więc sięgnęłam po drugą tylko dlatego, że dostałam je z wydawnictwa razem i po prostu musiałam. Natomiast z racji tego, że drugi tom mi się podobał, postanowiłam sięgnąć po trzeci i to był błąd. :( Ogólnie nie mam tak, że muszę dokończyć zaczęty cykl, nawet jeśli jest słaby, szkoda mi czasu. ;)

      Sylwek ma sesję, ale żyje i wróci za jakiś czas. ;)

      Usuń

Komentarze są dla nas źródłem siły do prowadzenia bloga i wielkiej radości, dlatego też będziemy wdzięczni za każdy pozostawiony przez Was ślad.