W "Miasteczku" mamy do czynienia z klasyczną formułą grozy - Nathan
tworzy książkę dotyczącą upiornych historii prosto z ludzkiego życia, po czym..
jego własne losy zmieniają się o 180 stopni. Po szalonych wakacjach jego dziewczyna
nie jest już sobą, popadając w coś na kształt depresji, aż w końcu
znika. W międzyczasie książka Nathana staje się hitem, ale niestety na jej
wydanie pada cień. Uciekając przed sytuacją i samym sobą bohater postanawia
zaszyć się w małej miejscowości – przynoszącym wiele wspomnień z lepszych
czasów Nonstead. Szybko okazuje się, że miasteczko nie jest bynajmniej ciche i
normalne, a mroczne sekrety mieszkańców, skrzętnie zatajane, już wkrótce
wyrządzą więcej złego niż największy kataklizm.
W Nonstead ludzie znikają bez śladu i odnajdują się na
skraju śmierci, zwierzęta są mordowane, a w środku lasu stoi rzekomo przeklęty
dom, który opiera się wszelkim próbom zniszczenia. Sprawa zaczyna się wikłać
wraz z przybyciem Nathana - wypadki nasilają się, a on sam nie ma zamiaru
zostawić sprawy samej sobie, tym samym stopniowo coraz silniej wiąże swoje losy
z mieszkańcami miasteczka.
Książka Marcina Mortki to kawałek przyjemnej literatury
grozy, którą czyta się lekko i która zostaje w naszej pamięci. Nowoczesność
przeplata się tam z małomiasteczkowością, realizm z fikcją. Sami mieszkańcy
Nonstead nie zawsze są w stanie rozróżnić, co jest prawdą, a co nie; co jest
dziełem zła, a co tylko zbiegiem okoliczności. Skrywane tajemnice męczą ich i
duszą, jednak zmowa milczenia nie pozwala nikomu zrobić choćby kroku, by
rozwiązać zagadkę. To typowe zachowanie małych społeczności jest destrukcyjne
dla ich członków, prowadzi bowiem do skrajnej znieczulicy. Ludzie, owszem, są
zdolni do pomocy, jednak tylko płytkiej, powierzchownej – fizycznej lub
materialnej. Żaden z nich nie zostanie na dłużej i nie wysłucha drugiego. Z
resztą i tak nie miałby czego słuchać, bo nikt o swoich problemach nie mówi na
głos. Wstyd nie pozwala im dostrzegać, że mroczne sekrety posiada każdy z nas,
a współdziałanie mogłoby być milowym krokiem do ich przezwyciężenia.
Co charakterystyczne, w książce odnajdujemy dużo nawiązań do
Stephena Kinga i jego twórczości. Czy to wieczne aluzje i żarciki o stanie
Maine, czy same konkretne sytuacje… To rzeczywiście sprawa zauważalna, ja
jednak traktuję ją z przymrużeniem oka. Być może są to sugestie żartobliwe, być
może prowokacyjne.. Ja na ich widok się uśmiecham, bo sama jestem wielką fanką
Kinga.
Kończąc wypowiedź, chwalę ”Miasteczko Nonstead” za urok
lekkiej grozy, która bardziej odpręża niż przeraża. Można się nieco pośmiać,
jeśli ktoś lubi czarny humor. Można przysiąść i pomyśleć, czy wokół nie ma
ludzi zbyt zamkniętych w swoim świecie. Każdy z nas ma jakiś mroczny sekret,
ale paniczne ukrywanie go przed światem nigdy nie da nam niczego dobrego. Nie
warto, jeśli ma to być przyczyną naszego upadku.
Nie powiem, ale narobiłaś mi na nią ochoty
OdpowiedzUsuńCieszę się! :3 To taka książka na jesienny wieczór, bo w sumie więcej czasu nie trzeba na jej przeczytanie.
Usuń