czwartek, 12 kwietnia 2018

Paul Bloom – „Przyjemność”



Od czasu do czasu lubię sięgać po książki popularnonaukowe. Odkąd skończyłam studia, niewiele mam wspólnego z nauką (choć staram się rozwijać w różnych kierunkach, to jednak brakuje mi czasu na konkretne źródła), więc tym chętniej zaglądam tam, gdzie mogę poszerzyć swoją wiedzę. Książka Paula Blooma wydała mi się do tego idealna: temat przyjemności omawiany jest dość rzadko, a w sumie ciekawą perspektywą było poznanie go nieco lepiej.

Książka podzielona jest na 8 rozdziałów, z których każdy dotyczy innego aspektu przyjemności – od tej związanej z pożywieniem, poprzez seksualność, aż po obcowanie ze sztuką, muzyką czy własną wyobraźnią. Znajdziemy tu omówinie wielu skrajnych przykładów, a wnioski, jakie się pojawiają, niejednokrotnie nas zaskoczą. Dowiemy się, dlaczego ludzie płacą absurdalnie duże kwoty za sztukę nowoczesną czy pamiątki po gwiazdach (ulubiony temat autora), jak sprawić, by dzieci postrzegały owoce jako smaczniejsze, a także co dzieje się w umysłach kanibali i tych, którzy dobrowolnie dają się zjeść.

Autor, jak sam mówi, łączy perspektywę ewolucyjną i społeczną, co już samo w sobie jest podejściem niecodziennym. Odwieczny dylemat "geny czy wychowanie" ma się całkiem dobrze i zdecydowana większość badaczy decyduje się stanąć w tej dyskusji po jednej ze stron. Paul Bloom robi jednak coś zupełnie innego – przyjmuje postawę środka i trafnie wysnuwa argumenty zarówno z jednego, jak i drugiego worka. Dzięki temu jego wytłumaczenia zdają się być obiektywne i z pewnością będą zrozumiane przez szersze grono odbiorców.

Niestety, nawet tak ciekawa książka nie ustrzegła się poważnej wady, jaką jest zbyt formalne podejście do tematu. W czasach przyjemnych metod nauki i charyzmatycznych mówców jestem szczególnie wyczulona na różnice między mową naukową a popularnonaukową. Ku mojemu smutkowi, Paul Bloom staje w swojej książce po stronie akademickiej, a tym samym niepotrzebnie utrudnia tekst i buduje zbędny dystans pomiędzy sobą a czytelnikiem. Choć Przyjemność pełna jest ciekawych przykładów z naszego codziennego życia, nie wciąga i nie zachęca do czytania. Terminy naukowe i zdania konstruowane z perspektywy eksperta na mnie zrobiły dość negatywne wrażenie.

A, właśnie, przykłady. Owszem, są ciekawe i bliskie czytelnikowi, ale niestety autor niepotrzebnie je powtarza. Nawet najlepszy żart straci na jakości, jeśli będzie przywoływany zbyt często; dokładnie ta sama sytuacja ma miejsce z niektórymi informacjami wykorzystywanymi przez Blooma.

Choć mnie lektura nie sprawiła większego problemu, jestem lekko rozczarowana jej formą. Na pierwszy rzut oka (za sprawą okładki, a także opisu na jej tylnej części) wydaje się, że będziemy mieli do czynienia z pozycją lekką, łatwą i przyjemną, z której jednocześnie dowiemy się wielu ciekawych rzeczy. I owszem, danych tu nie brakuje, jednak jestem pewna, że można je było podać prościej i bardziej przystępnie. Wiedzę poszerzyłam, ale sama lektura Przyjemności... przyjemności mi nie sprawiła. Jestem bardzo ciekawa, jak to było/jest/będzie w Waszym przypadku.





Za egzemplarz książki dziękuję serdecznie wydawnictwu Smak Słowa.

2 komentarze:

  1. Zasmuciłaś mnie tym językiem, stylem i powtarzalnością, bo jak zaczęłam czytać opis, co można w tej książce znaleźć, od razu nabrałam ochoty, żeby do niej zajrzeć. Może jednak póki co sobie odpuszczę.

    OdpowiedzUsuń
  2. O, widzisz, celnie powiedziałaś, dlatego może tak ją męczę - mam ja z trzy tygodnie, a raptem przeczytałam jeden czy dwa rozdziały. Wielka szkoda!

    OdpowiedzUsuń

Komentarze są dla nas źródłem siły do prowadzenia bloga i wielkiej radości, dlatego też będziemy wdzięczni za każdy pozostawiony przez Was ślad.