czwartek, 24 maja 2018

Poszerzanie czytelniczych horyzontów – recepta na sukces?



Bardzo się cieszę ze wszystkich możliwości, które dało mi pisanie o książkach. Gdyby nie blog, nie odkryłabym wielu wspaniałych autorów i prawdopodobnie nigdy nie poznałabym całej masy tytułów, które do dziś wspominam z uśmiechem na ustach. Niestety w miarę upływu czasu zauważyłam, że dalsze poszukiwania nadspodziewanie często wiążą się ze spektakularnymi porażkami  na jedną perełkę przypada kilka małych katastrof, a coraz więcej książek oceniam po prostu jako przeciętne, miałkie, bez wyrazu. Zaczęłam się zastanawiać, jak w powodzi nowej literatury znaleźć to, co naprawdę mnie interesuje. A może większy sens ma sięganie wyłącznie po sprawdzone serie i autorów?

Żyjemy w czasach, gdy pisarzem może zostać każdy  istnieje wiele wydawnictw, których portfolio jest bardzo bogate, a jeśli ta droga zawiedzie, zostaje self-publishing lub wsparcie firm partycypujących w kosztach wydawniczych. Teoretycznie ludzie nie czytają (o czym mają świadczyć podnoszone co roku badania), a jednak liczba wydawanych książek z roku na rok rośnie. Jeszcze kilka lat temu w miesiącu było kilka konkretnych dni, w których na rynku pojawiały się nowe tytuły. Dzisiaj są wydawane praktycznie cały czas. Ponadto skróceniu uległa żywotność książki  kiedy zamawiam je miesiąc po premierze, mam czasem wrażenie, że sięgam po starocie z poprzedniej epoki. 

W obliczu tych wszystkich aspektów trudno było mi zaakceptować fakt, że nie przeczytam w życiu wszystkich książek, na które mam ochotę. Kiedy czytam opisy nowości, bardzo wiele tytułów zwraca moją uwagę. Samych thrillerów i kryminałów pojawia się na rynku mnóstwo, a przecież czytam również obyczajówki, fantastykę, a czasem nawet literaturę faktu. Zamawiam więc książki dopasowane do mojego gustu. Niestety coraz częściej łapię się na tym, że wszelkie eksperymenty kończą się fiaskiem: pomysły są powtarzalne, postaci nijakie, a historie bardzo do siebie podobne. Nie mam już tyle czasu na czytanie co kiedyś i łatwiej frustruję się, kiedy finalnie okazuje się, że książka, na którą go przeznaczyłam, wcale nie jest wybitna. 

Czasem mam wrażenie, że kupując tylko książki autorów, których znam i lubię, i tak wydawałabym sporo i zawsze miałabym co czytać. Kusi mnie perspektywa zamknięcia się w czytelniczym mikroświecie, olania tego, co modne i głośne na rynku. Skupienia się na nadrabianiu zaległości w książkach Kinga, Ćwieka czy Kallentofra. Z drugiej strony nie chcę całkowicie odcinać się od nowości, bo raz na jakiś czas znajduję wśród nich perełki, a dzięki zasadzie open-minded odkryłam właściwie wszystkie najlepsze powieści 2017 roku. 

Jestem bardzo ciekawa, jaki jest Wasz stosunek do odkrywania nowych książek i autorów. Macie swoich faworytów, którzy zawsze będę dla Was priorytetem przed wszystkimi innymi? A może rzucacie się w wir nowości z otwartymi ramionami i udaje Wam się wyłowić perełki? Koniecznie dajcie znać! 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze są dla nas źródłem siły do prowadzenia bloga i wielkiej radości, dlatego też będziemy wdzięczni za każdy pozostawiony przez Was ślad.