wtorek, 14 kwietnia 2015

Jasper Fforde - "Pieśń Kwarkostwora" [recenzja przedpremierowa]


Energia magiczna odzyskuje dawny poziom, jednak jest to proces długotrwały, nic więc dziwnego, że magowie pracujący w domu zaklęć Kazam wciąż wykonują niezbyt spektakularne zlecenia - ot, tu gdzieś trzeba przetransportować morsa, gdzie indziej zaś klient zażyczył sobie, aby drzewa w jego arboretum stały w porządku alfabetycznym. Wszystko wydaje się być w jak najlepszym porządku, a stanowisko menadżera, jakie sprawuje Jennifer Strange, nie przysparza jej więcej problemów niż zazwyczaj. Niestety, sielanka nie trwa długo, jednak “zagrożenie” nie jest znane.. Co takiego niezwykłego jest w zleceniu odnalezienia pierścienia sprzed trzydziestu lat? Jakie trudności mogą się pojawić przy uzyskiwaniu licencji dla najmłodszego maga Kazam, Perkinsa? I jak tym razem we wszystko wplącze się wyrachowany król Snodd IV?

Cóż, opis fabuły nie jest może precyzyjny, ale ciężko o lepszy - raz, że łatwo można zdradzić zbyt wiele z treści Pieśni Kwartkostwora, a dwa - akcja przez dłuższy czas rozwija się dość leniwie. Jest to wyraźna odmiana po poprzedniej części - zamiast na swój sposób heroicznej historii otrzymujemy nieco spokojniejszą, bardziej stonowaną opowieść. Choć i tym razem emocje nieraz wylewają się wiadrami z kart powieści.

Tekst Jaspera Fforde to przede wszystkim gigantyczna dawka humoru. Komizm objawia się tu w każdym momencie - niezliczone żarty słowne przeplatane są nieustannie z dowcipami sytuacyjnymi. Kreacja świata również budzi liczne uśmiechy na twarzy, zasługuje też ona na niemałą pochwałę - autor wykreował z jednej strony rzeczywistość w każdym calu absurdalną, a jednocześnie wyglądającą do bólu znajomo. Fforde konsekwentnie trzyma się założeń, w oparciu o które stworzył Niezjednoczone Królestwa, a sam pomysł na całość jest jak najbardziej kompletny. Świetnym ‘smaczkiem’ jest wykorzystanie przypisów - wielokrotnie pojawiają się adnotacje nie związane bezpośrednio z fabułą, które w ciekawy i zabawny sposób poszerzają wiedzę czytelnika na temat historii magii oraz wymyślonego przez pisarza świata.

Pierwszoosobowa narracja ponownie zdała egzamin z wynikiem celującym. Jennifer Strange mimo młodego wieku charakteryzuje się niewątpliwie dojrzałym spojrzeniem na świat i wydarzenia, a jednocześnie nie żałuje sobie stosowania cynizmu i sarkazmu. Przy takim opowiadaniu historii nie ma najmniejszej możliwości, żeby nie mieć choćby uśmiechu na twarzy - ja sam wielokrotnie przerywałem lekturę, bo wywołany nią śmiech i ogólna wesołość chwilowo uniemożliwiały dalsze czytanie.

Powiem krótko: Pieśń Kwarkostwora jest rewelacyjna! Pomysłowa, inteligentna i do granic możliwości zabawna - powieść pochłania się jednym tchem, pozwalając sobie jedynie na niewielkie przerwy związane z przemęczeniem mięśni używanych przy śmiechu. Co prawda tym razem historia nie jest tak ‘epicka’, jak było to poprzednim tomie przygód Jennifer Strange, ale w żaden sposób nie jest to wadą. Opowieść jest ciekawa, w pewien metaforyczny sposób życiowa, a mimo ogólnie wesołego klimatu nie brak tu chwil wzruszających. Książka mnie urzekła, nie mam co do tego wątpliwości.


Za cudowną niespodziankę w postaci egzemplarza recenzenckiego dziękuję serdecznie Wydawnictwu Sine Qua Non.
Premiera 23 kwietnia.

3 komentarze:

  1. No to się czuję zaskoczona, bo zaczęłam czytać fabułę i myślę sobie: to nie dla mnie. Ale ten humor mnie zachęcił i błyskotliwość powieści też. Może się jednak skuszę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurde, fajnie brzmi, zwłaszcza taka "dziecięca" fabuła pełna humoru robi pozytywne wrażenie. Tyle książek do przeczytania... :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Hmmm... nie przypuszczałam, że mnie zaciekawi - a jednak ;)

    OdpowiedzUsuń

Komentarze są dla nas źródłem siły do prowadzenia bloga i wielkiej radości, dlatego też będziemy wdzięczni za każdy pozostawiony przez Was ślad.