piątek, 17 stycznia 2014

Ariana Franklin - "Tajemnica grobowca"

Czasem (a nawet często) bywa tak, że kupuję książki ze względu na cenę, pobieżnie tylko zerkając na okładkowy opis i klasyfikując tekst jako mieszczący się w moim guście lub nie. Tak było również w tym przypadku – tekst wyszperaliśmy na taniej półce w antykwariacie, po czym trafił na regał, czekając na lepsze czasy. Gdyby nie Sylwuch i jej wyzwanie, najprawdopodobniej czekałby długo. Byłam jednak zmuszona po niego sięgnąć i ostatecznie jestem zadowolona z takiego obrotu sprawy. 

Książka Ariany Franklin to klasyczny kryminał historyczny, osadzony w XII-wiecznej Anglii w początkach panowania Henryka II Plantageneta. Mnisi z opactwa Glastonbury odnajdują wówczas tajemniczą trumnę ze szczątkami dwóch osób, które uznają za należące do króla Artura i Ginewry. Gdyby podejrzenia okazały się prawdą, byłoby to niezwykle wygodne zarówno dla zniszczonego kataklizmami opactwa, jak i dla króla, który chciałby ukrócenia wszelkich legend o Arturze, wykorzystywanych do podjudzania buntowników. By potwierdzić, do kogo należą szczątki, Henryk posyła po swoją zaufaną medyczkę, Adelię, zwaną przez niego „mistrzynią sztuki śmierci” ze względu na podstawy patologii, którymi się posługuje.

Zawsze z radością witam postaci samodzielnych kobiet o ciętym języku, a do takich właśnie należy Adelia. Jest silna, choć sytuacja społeczna zmusza ją do podróżowania i działania w towarzystwie opiekuna – lorda Mansura. To on tytułowany jest doktorem, a ona – jego tłumaczką, jednak jest to tak naprawdę zgrabnie skonstruowana przykrywka. W rzeczywistości właśnie Adelia zajmuje się pacjentami, rozwiązuje zagadki i podejmuje decyzje, ponadto doskonale potrafi zadbać o własne interesy. Jest odważna, zdecydowana, wykształcona i pewna siebie. Zdecydowanie nie można nazwać jej postacią nijaką. Właściwie posiada ona tylko jedną poważną słabość, a jest nią biskup Rowley, jej dawny kochanek.

Tak, w kryminał wpleciony jest wątek miłosny, ale absolutnie nie zaburza on równowagi akcji. Dawne sentymenty bohaterów wydają się naturalne i ubarwiają dodatkowo i tak ciekawą fabułę. To kolejny aspekt książki – wielowątkowość. Czasem można mieć wrażenie, że akcja ma się ku końcowi, ale to tylko pozory – rozwiązanie jednych spraw niesie za sobą kolejne niedomówienia i do samego końca wiele wątków pozostaje nierozwiązanych. Dodatkowym atutem są niejednoznaczni bohaterowie, tutaj nikogo nie można ocenić na pierwszy rzut oka.

Już dawno nie zdarzyło mi się czytać książki do drugiej w nocy, a w przypadku tego kryminału tak właśnie było. Akcja wciągnęła mnie bez reszty, a fakt, że na ostateczne rozwiązanie trzeba było czekać niemal do samego końca, tylko to zainteresowanie podsycił. Mogę powiedzieć jasno: ta niepozorna książeczka kryje naprawdę niezłą historię, dobrze skonstruowanych bohaterów i ciekawą tematykę. Zdecydowanie warto po nią sięgnąć (a ja tymczasem zajmę się poszukiwaniem pozostałych dwóch tomów opowieści o średniowiecznej pani patolog).

___________________________
Książka bierze udział w wyzwaniu "Grunt to okładka" (styczniowy motyw - kwiaty) 

4 komentarze:

  1. Bardzo lubię kryminały, a już zwłaszcza osadzone kilka wieków wstecz :)
    I co najważniejsze, to zakończenie, którego trudno się domyślić! Zaciekawiłaś mnie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie to też było perfekcyjne połączenie (kryminał+historia), które, co najlepsze, sprawdziło się zupełnie. Jedynym mankamentem może być język, ale w posłowiu autorka całkiem zręcznie wybroniła się, dlaczego nie korzysta z tego archaicznego. :)

      Usuń
  2. Widzę, że to coś dla mnie ;p taki mroczny klimat :D
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie ;)

    OdpowiedzUsuń

Komentarze są dla nas źródłem siły do prowadzenia bloga i wielkiej radości, dlatego też będziemy wdzięczni za każdy pozostawiony przez Was ślad.